Szok! Klimat znów zaskoczył - co to za zaskoczenie
może zapytacie. Otóż nie spodziewałam się, że tak wielkimi i szybkimi krokami przybędzie
do nas jesień z całą szarówką. Tak więc
od kilku dni walczę z nieustającym katarem i bólem stawów, starość nie-radość. Dodatkowo
jesteśmy wszyscy uraczeni krótszymi dniami, nostalgią i niespodziewanymi deszczami.
I co robić w tak chwiejnie emocjonalny czas?
Możemy wyjąć mięciutki koc, olejki eteryczne,
największy kubek na gorącą herbatę i… książki, które wprowadzą trochę słońca w
nasze życie.
Poszukiwałam odrobiny słońca, relaksu i umilenia
swoich ponurych wieczorów. W ten sposób trafiłam do małego południowego
miasteczka Lawton w stanie Alabama.
Miałam zamiar wpaść tylko na chwilę – taka
szybka kawka u nowych znajomych. Wtedy poznałam Maggie i Westa. Muszę przyznać
postacie te frapują i człowiek zastanawia się, jak doszło do tragedii, którą
spotkała Maggie (czułam się rozczarowana rozwiązaniem tej sprawy). Nie zmienia
jednak to faktu, że historia bohaterów nie budowała tylko wiary w miłość
romantyczną lecz również jedność społeczności.
Wiadomo znalazły się perełki, które trochę
paraliżowały umysł. Nie ukrywajmy faktu, że podczas narracji głównych bohaterów
znalazło się wiele górnolotnych i przesadzonych tekstów opierających się na
fakcie, że bez siebie nie mogliby egzystować.
Zaznaczmy ważne punkty dla dalszej
recenzji. Kolesie należą do drużyny futbolowej. Brady, West oraz Gunner są
przyjaciółmi. W czwartym tomie mamy Nasha, młodszą krew w naszych szkolnych
perypetiach. I teraz mogę przejść do rzeczy…
Maggie po traumatycznych przeżyciach
przeprowadziła się do małego miasteczka gdzie mieszkała ciotka z wujem i oczywiście
kuzynem, którym był nie kto inny jak Brady. Wszystko zaczęło się na imprezie na
polu, gdzie futboliści organizują najlepsze imprezy w mieście, należące już
praktycznie do tradycji miasteczka. Maggie poznaje Westa, zaczyna między nimi
iskrzyć. Nie dość, że czują miętę do siebie to jeszcze potrzebują siebie
nawzajem. Jednak teraz musimy przejść do sytuacji, która trochę wybiła mnie z rytmu
czytania…
Przywołam sytuacje, która najbardziej mnie
rozbiła. Poczułam się jak potłuczone jajko na podłodze życia. W romansach
przeszkadza mi „znaczenie” przez mężczyzn swoich ukochanych, naprawdę jakby
byli hipopotami, którzy muszą pomachać ogonkiem by zaznaczyć swój teren. Ona
jest moja i tylko moja, aż się chcę powiedzieć pohamuj swoje pragnienia
pełnokrwisty ogierze. Brady chcąc dokuczyć swojemu koledze z drużyny dał Maggie
swoją koszulkę, co oczywiście zakończyło się aferą wytworzoną przez Westa.
Praktycznie chciał zedrzeć z niej koszulkę kolegi by wręczyć swojej ukochanej
własną koszulkę. Czy tylko ja uważam, że taka reakcja jest nie dość, że bardzo przesadzona
to w dodatku jeszcze bardzo, ale to bardzo dziwaczna.
Jednak pomimo takich małych wpadek i
chwilami zbytnio wyeksponowanymi emocjonalnych fragmentami jak to bohaterowie
należą do siebie i ratują się nawzajem, czytało się przyjemnie.
Jak wiadomo literatura z tej półki jest
czystą rozrywką i w moim przekonaniu funkcje tę spełnia w stu procentach.
Muszę przyznać, że najwięcej przyjemności
miałam przy czytaniu tomu czwartego zatytułowanego Nie chcę cię stracić. Mamy
tu Tallulah, która przez całe życie zmagała się z otyłością. Wyśmiewana,
lekceważona, postanawia zmienić swoje życie, kiedy zostaje zraniona przez rówieśnika,
którego uważała za swojego bohatera. Po drugiej stronie mamy wschodzącą gwiazdę
sportową Nasha, który traci wszystko przez swoje nonszalanckie zachowanie – coś
co miało być zabawą pociągnęło za sobą poważne konsekwencje.
Spodziewałam się historii, w której
będziemy poprowadzeni od miłości do nienawiści. Jednak okazało się, że akurat
tutaj możemy odkryć o wiele więcej. Budowanie własnej samooceny, poszukiwanie
celu, kiedy wydaje się wszystko stracone. Okraszone młodzieńczą miłością i
nawet znajdziemy tu czarny charakter, który nieźle zamieszał w kotle historii
bohaterów. Zdecydowanie to ich historia najbardziej mi przypadła do gustu.
Najtrudniej było mi przebrnąć przez Pozwól
się kochać. Brady, który tutaj powinien grać pierwsze skrzypce jest taki mdły.
Dobry, porządny, cukierkowy – no nijaki. Nawet jak się denerwuje nie ma w tym
autentycznych emocji. Ciężko się z nim zżyć. Jednak jego partnerka jest
bardziej charakterystyczna. Wyklęta przez miasto, nie ze swojej winy, wraca
jako persona non grata. Riley musi zmagać się z konsekwencjami swojej
przeszłości każdego dnia, moim zdaniem jest wojowniczką. Dziewczyna była w
stanie zmierzyć się z najbardziej wpływową rodziną w mieście mając piętnaście
lat i sprowadzić na siebie krzywe spojrzenia całej społeczności Lawton. Po dwuletniej
nieobecności i powrocie do dość konserwatywnego miasteczka potrafi odnaleźć się
i z podniesioną głową, zmagać się ze wszystkimi przeciwnościami losu. Pomimo
jej pozytywnych cech oni nie współgrają razem. Czytając o nich czuje się, że to
nie uruchamia emocji, które powinno.
Podsumowując – seria książek Abbi Glines
jest wręcz stworzona by umilać długie wieczory z herbatą w ręku. Możemy zanurzyć
się w historiach młodych bohaterów, ich historiach miłosnych przy tym poznawać ich
mniejsze i większe problemy. Dodatkowym atutem jest to, że przy rozdziałach
mamy wymiennie narracje głównej bohaterki z narracją głównego bohatera. Możemy
wiedzieć jak dwie strony postrzegają rozwój danej sytuacji, relacji. Zdecydowanie
polecam na jesienną nostalgię, gdy ktoś potrzebuje odrobiny miłości.