czwartek, 22 czerwca 2017

Małe wielkie rzeczy - Jodi Picoult

Książki Jodi Picoult kojarzyły mi się z lekkimi i przyjemnymi lekturami. Dlatego, kiedy zobaczyłam, że w Polsce została wydana najnowsza powieść autorki, stwierdziłam, że muszę ją przeczytać. Spodziewałam się czegoś niezobowiązującego, powiastki na odstresowanie. Jednak dostałam o wiele więcej. Przez historię zawartą w Małych wielkich rzeczach płynie się z przyjemnością, ale przy tym problematyka zawarta na stronach książki jest poruszająca i mądra.

Dobrym ludziom codziennie przytrafiają się złe rzeczy.


Narracja to bez wątpienia ogromna zaleta powieści. Autorka dzięki pierwszoosobowemu sposobowi snucia opowieści, pomaga lepiej poznać głównych bohaterów. A postacie są nietuzinkowe. Na samym początku poznajemy Ruth pielęgniarkę, która pracuje na oddziale położniczym. Tak na marginesie zaznaczę, że warto zapoznać się przed lekturą tej powieści z króciutkim opowiadaniem o młodości Ruth zatytułowanym: Blask. Ruth to fantastyczna kobieta wykształcona, pełna empatii i pasji. Przy czym sama jest świetną matką, która wychowuje samotnie syna. Postacią kontrastującą jest Turk. Młody, biały mężczyzna, który żyje tylko po to by wysławiać białą rasę a odmienność atakować siłą  swoich mięśni. Choć on czasem twierdzi, że jest zupełnie inaczej. Razem ze swoją żoną ze stowarzyszenia pro-białego wzbudzili we mnie niezrozumienie. Nie mogłam pojąć tak radykalnego światopoglądu. Mamy jeszcze Kennedy, prawniczkę, która teoretycznie należy do uprzywilejowanej grupy społecznej. Rasa kaukaska, klasa średnia, jedno dziecko.

Nowa fala białej supernacji będzie wojną nie na pięści, ale na idee rozpowszechniane anonimowo i wywrotowo przez internet. Ale miałem dosyć oleju w głowie, żeby nie pukać się w czoło.

Powieść opowiada o uprzedzeniach na tle rasowych choć nie tylko. Problemy się zaczynają, kiedy rodzi się dziecko Brit i Turk’a a nad jego opieką pieczę ma mieć czarnoskóra Ruth. Niby nic, ale jako, że Turk wraz z żoną mają bardzo mocno zarysowany światopogląd proszą by czarnoskóre osoby nie miały kontaktu z ich nowonarodzonym dzieckiem. Prośba nietypowa i dość krzywdząca lecz przez przełożoną zostaje przyjęta. Wszystko pewnie rozeszłoby się po kościach, gdyby nie fakt, że podczas zamieszania dziecko umiera w obecności Ruth. Od tego momentu rozpoczyna się batalia w której dużą rolę będzie musiała odegrać Kennedy.

Jodi Picoult w sposób subtelny pokazuje, że nawet osoby, które nie uważają się za rasistów czasami odruchowo wzdrygają się przed innością. Jakby istniało instynktowne mniejsze zaufanie.

Twierdzisz, że nie widzisz koloru… ale ty nie widzisz nic innego. Jesteś tak przeczulona na tym punkcie, tak gorliwie wypierasz się uprzedzeń i nawet nie rozumiesz, że słowa „kolor skóry nie ma znaczenia” umniejszają moje odczucia i przeżycia.


Powieść, która zaintrygowała mnie problematyką. Przy czym plot twist, który znajduje się pod koniec książki lekko szokuje, chociaż jest taki lekko przerysowany. Jednak to nie ważne, nie wszystko musi być realistyczne. Bardzo się cieszę, że sięgnęłam po najnowszą powieść Jodi Picoult, ponieważ dzięki temu później sięgnęłam po reportaż Katarzyny Surmiak-Domańskiej na temat Ku Klux Klanu, który współcześnie działa w Stanach Zjednoczonych. Jeśli szukasz powieści, którą można czytać na przykład w drodze do pracy a przy tym niesie ze sobą dużo ciekawych treści to zdecydowanie warto sięgnąć po Małe wielkie rzeczy.


Jestem stworzona do osiągania, małych wielkich rzeczy – oznajmiła. -Dokładnie tak jak powiedział doktor King- nawiązywała do jednego ze swych ulubionych cytatów: „Jeśli nie mogę czynić wielkich rzeczy, mogę czynić rzeczy małe w wielki sposób”.




Dane szczegółowe:
Tytuł: Małe wielkie rzeczy
Tytuł oryginalny: Small Great Things
Autor: Jodi Picoult
Seria: Kobiety to czytają!
Tłumaczenie: Magdalena Moltzan-Małkowska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 608
Data wydania: 11.04.2017

/Żaneta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz