Książki Jodi Picoult kojarzyły mi się z lekkimi i
przyjemnymi lekturami. Dlatego, kiedy zobaczyłam, że w Polsce została wydana
najnowsza powieść autorki, stwierdziłam, że muszę ją przeczytać. Spodziewałam
się czegoś niezobowiązującego, powiastki na odstresowanie. Jednak dostałam o
wiele więcej. Przez historię zawartą w Małych
wielkich rzeczach płynie się z przyjemnością, ale przy tym problematyka
zawarta na stronach książki jest poruszająca i mądra.
Dobrym ludziom codziennie przytrafiają się złe rzeczy.
Narracja to bez wątpienia ogromna zaleta powieści. Autorka
dzięki pierwszoosobowemu sposobowi snucia opowieści, pomaga lepiej poznać
głównych bohaterów. A postacie są nietuzinkowe. Na samym początku poznajemy
Ruth pielęgniarkę, która pracuje na oddziale położniczym. Tak na marginesie
zaznaczę, że warto zapoznać się przed lekturą tej powieści z króciutkim
opowiadaniem o młodości Ruth zatytułowanym: Blask.
Ruth to fantastyczna kobieta wykształcona, pełna empatii i pasji. Przy czym
sama jest świetną matką, która wychowuje samotnie syna. Postacią kontrastującą
jest Turk. Młody, biały mężczyzna, który żyje tylko po to by wysławiać białą
rasę a odmienność atakować siłą swoich
mięśni. Choć on czasem twierdzi, że jest zupełnie inaczej. Razem ze swoją żoną
ze stowarzyszenia pro-białego wzbudzili we mnie niezrozumienie. Nie mogłam
pojąć tak radykalnego światopoglądu. Mamy jeszcze Kennedy, prawniczkę, która
teoretycznie należy do uprzywilejowanej grupy społecznej. Rasa kaukaska, klasa
średnia, jedno dziecko.
Nowa fala białej supernacji będzie wojną nie na pięści, ale na idee rozpowszechniane anonimowo i wywrotowo przez internet. Ale miałem dosyć oleju w głowie, żeby nie pukać się w czoło.
Powieść opowiada o uprzedzeniach na tle rasowych choć nie
tylko. Problemy się zaczynają, kiedy rodzi się dziecko Brit i Turk’a a nad jego
opieką pieczę ma mieć czarnoskóra Ruth. Niby nic, ale jako, że Turk wraz z żoną
mają bardzo mocno zarysowany światopogląd proszą by czarnoskóre osoby nie miały
kontaktu z ich nowonarodzonym dzieckiem. Prośba nietypowa i dość krzywdząca
lecz przez przełożoną zostaje przyjęta. Wszystko pewnie rozeszłoby się po
kościach, gdyby nie fakt, że podczas zamieszania dziecko umiera w obecności
Ruth. Od tego momentu rozpoczyna się batalia w której dużą rolę będzie musiała
odegrać Kennedy.
Jodi Picoult w sposób subtelny pokazuje, że nawet osoby,
które nie uważają się za rasistów czasami odruchowo wzdrygają się przed
innością. Jakby istniało instynktowne mniejsze zaufanie.
Twierdzisz, że nie widzisz koloru… ale ty nie widzisz nic innego. Jesteś tak przeczulona na tym punkcie, tak gorliwie wypierasz się uprzedzeń i nawet nie rozumiesz, że słowa „kolor skóry nie ma znaczenia” umniejszają moje odczucia i przeżycia.
Powieść, która zaintrygowała mnie problematyką. Przy czym
plot twist, który znajduje się pod koniec książki lekko szokuje, chociaż jest
taki lekko przerysowany. Jednak to nie ważne, nie wszystko musi być
realistyczne. Bardzo się cieszę, że sięgnęłam po najnowszą powieść Jodi
Picoult, ponieważ dzięki temu później sięgnęłam po reportaż Katarzyny
Surmiak-Domańskiej na temat Ku Klux
Klanu, który współcześnie działa w Stanach Zjednoczonych. Jeśli szukasz
powieści, którą można czytać na przykład w drodze do pracy a przy tym niesie ze
sobą dużo ciekawych treści to zdecydowanie warto sięgnąć po Małe wielkie rzeczy.
Jestem stworzona do osiągania, małych wielkich rzeczy – oznajmiła. -Dokładnie tak jak powiedział doktor King- nawiązywała do jednego ze swych ulubionych cytatów: „Jeśli nie mogę czynić wielkich rzeczy, mogę czynić rzeczy małe w wielki sposób”.
Dane szczegółowe:
Tytuł: Małe wielkie rzeczy
Tytuł oryginalny: Small Great Things
Autor: Jodi Picoult
Seria: Kobiety to czytają!
Tłumaczenie: Magdalena Moltzan-Małkowska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 608
Data wydania: 11.04.2017
/Żaneta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz