czwartek, 27 kwietnia 2017

Pani Bovary - Gustave Flaubert




Zawsze chciałam dołączyć do klubu książki. Sama myśl o tym by czytać określoną powieść wraz z innymi i na bieżąco dzielić się wszystkimi przemyśleniami, wątpliwościami wydawała się niezwykle frapująca. Dlatego, kiedy zobaczyłam wydarzenie „Kwiecień tylko z Panią Bovary” od razu kliknęłam przycisk biorę udział. Ta decyzja była fenomenalna! Nie dość, że poznałam niezwykłą historię po którą pewnie bym nie sięgnęła (jakoś niezbyt często mam kontakt z literaturą klasyczną) to jeszcze trafiłam na osoby, które tak samo jak ja kochają czytać i nawet można wchodzić z nimi w dyskusje. Wiem, wiem niby nic wielkiego, ale dla mnie to jest odkrycie roku. Zwłaszcza, że w moim umyśle rysował się obraz tego, że wszelcy blogerzy i youtuberzy są bardzo odlegli i nie będą chcieli nawiązywać dyskusji o literaturze/filmie z takim laikiem jak ja. I teraz możecie sobie wyobrazić jakie szczęście poczułam, gdy okazało się, że się pomyliłam.



Klasyka romansu


Jednak zanim mogłam rozpocząć lekturę powieści musiałam zakupić swój egzemplarz. Pełna werwy oraz ekscytacji uruchomiłam przeglądarkę i zaczęłam szukać. Na jednym z wydań atakował mnie napis klasyka romansu i jak to ze mną bywa pojawiła się w moim umyśle wizja, wizja jak ta powieść będzie wyglądać. Spodziewałam się wielkiej miłości, motyli i czegoś tak uroczego, że nie będę potrzebować już czekolady ani innych słodyczy. Wstyd się przyznać, ale o powieści Flauberta nie wiedziałam nic dlatego jako tabula rasa mogłam sobie wyobrażać co tylko chciałam i wtedy po zakupie ebooka przekonałam się jak bardzo się pomyliłam. W moim przekonaniu określenie tej historii jako romans jest nietrafione. Dlaczego? Ponieważ wydźwięk całej tej książki jest zgoła inny i w żadnym stopniu nie opiera się na miłości. Przynajmniej nie na miłości romantycznej.



Poznajmy Emmę i Karola


Na samym początku pierwsze skrzypce gra Karol Bovary. Autor ukazuje nam jego młodzieńcze lata w szkole, na studiach a później jego pierwsze małżeństwo i pracę felczera. To przez perspektywę Karola poznajemy młodziutką Emmę, która wydaje się prawdziwą perłą, pracowitą gospodynią, idealnym materiałem na żonę. Karol niewątpliwie zafascynowany jest młodością, pogodą ducha dziewczyny jednak więzy małżeńskie wciąż go trzymały przy pierwszej małżonce. Jednak i nie będzie to akurat spoiler los tak chcę, że ta dwójka pobierze się. Jednak niech okoliczności zostaną dla was tajemnicą.
Emma jako małżonka szanowanego felczera w małym miasteczku powinna być szczęśliwa, prawda? Przecież ma własny dom, który z początku postrzega jako cudowne miejsce. Wydawać się może, że Karol i Emma będą szczęśliwi do końca swojego życia jednak pojawia się w ich życiu najgorszy z najgorszych potworów. Codzienność.



Wielkie pragnienia i wielkie upadki


Mam do was pytanie. Przeglądacie czasem instagrama? Pewnie tak. Zastanawiam się, czy w waszych głowach również pojawia się takie pragnienie. Oto przeglądacie sobie zdjęcia i wszystko na tych zdjęciach jest piękne. Ludzie są piękni, ich rzeczy są piękne a w ich życiu jest tyle fascynujących wydarzeń, że aż w głowie się kręci. A zwykły człowiek (w tym przypadku ja) siedzi w rozciągniętym swetrze i szarych dresowych spodniach, zastanawiając się jak urozmaić swoją egzystencje.
Większość z nas marzy o wielkich przygodach, o miłości, która wstrząśnie całym naszym życiem a jednak przez większość czasu tkwimy w codzienności.
Tak właśnie również ma Emma, chociaż ze względy na czasy w których żyje nie korzysta z instagrama tylko z ckliwych romansów. Przez pryzmat tych historii sama pragnie ogromnych namiętności. Dziewczyna stworzyła sobie nierealny obraz miłości, który kłóci się z codziennością, która dogoniła ją szybciej niż to mogłoby się wydawać. I nagle przez te zwykłe obowiązki, zwykłe życie, zwykłego męża dom nagle stał się klatką.


I pomyśleć, że ja dałabym ci wszystko, wszystko bym sprzedała, urobiłabym sobie ręce, poprosiłabym o jałmużnę, żebyś się tylko do mnie uśmiechnął, żebyś na mnie spojrzał, żebyś powiedział: "Dziękuje!". A ty siedzisz sobie spokojnie w fotelu, jakbym dotąd nie dość jeszcze przez ciebie cierpiała! Gdybyś się nie zjawił, wiesz? mogłabym żyć szczęśliwa! Kto ci kazał? Może to był zakład? Nie! Przecież mnie kochałeś, tak mówiłeś... Nawet przed chwilą... Już lepiej było mnie wygnać!



Nie o to chodzi by złapać króliczka tylko by gonić go


Emma ściga tą miłość jak szalona. W swej naiwności nie potrafi dostrzec różnicy między miłością a pospolitą namiętnością. Nie potrafi dostrzec, że jest wykorzystywana. Będąc zaślepiona swoimi wizjami szczęśliwego życia, nie jest w stanie osiągnąć szczęścia. Jest wiecznie w tej gonitwie. Unieszczęśliwiając wszystkich.
Nie chcę zbyt wiele mówić o mężczyznach, którzy zastawili na nią sidła, gdyż to mogłoby trochę popsuć zabawę. Sama popsułam sobie radość odkrywania czytając przedmowę i wiedziałam dokładnie jak skończy się ta historia (uważajcie na to!). Powiem tylko jedno, że Rudolfa mam ochotę kopnąć a później wysłać go statkiem kosmicznym gdzieś poza nasz układ słoneczny.


Emmie natomiast nie przyszło nawet do głowy, by się zastanawiać, czy go kocha. Sądziła, że miłość zawsze budzi się okamgnieniu, pośród gromów i błyskawic, jak niebiański wicher wdziera się w życie, wywraca je na nice, łamie zamiary niczym gałęzie i ciska serce w przepaść. 



Ciesz się tym co masz


Wszystkie te pragnienia, takie ciągłe dążenie do nieuchwytnego ideału w tym przypadku miłości uświadomiło mi jedno, jak czasami słabo doceniamy to co mamy. Większość z nas ma tak, że wciąż chciałoby więcej i więcej. Jak to się mówi apetyt rośnie w miarę jedzenia. Wciąż mamy ten głód na życie i to jest fajne o ile potrafimy również cieszyć się tym co mamy, codziennością a nie tylko wyobrażać sobie sceny z najlepszych książek/filmów i myśleć kurczę też bym tak chciała. Cieszmy się małymi rzeczami a gdy przyjdą wielkie wydarzenia to odpalimy race, ciesząc się po stokroć bardziej. Wielkie przygody odczuwamy wtedy, kiedy koegzystują z codziennością. Przynajmniej ja mam zamiar w to wierzyć.


Lecz takie szczęście musiało być kłamstwem, wymyślonym, żeby pragnienia przemieniać w rozpacz. 

Chyba teraz czas zabrać się za film :)





Dane szczegółowe:
Tytuł: Pani Bovary
Tytuł oryginalny: Madame Bovary
Autor: Gustave Flaubert
Tłumaczenie: Ryszard Engelking
Wydawnictwo: Sic!
Liczba stron: 424
Data wydania: 10.09.2014



/Żaneta

sobota, 22 kwietnia 2017

Outcast - Kirkman&Azaceta




Obejrzałam kilka pierwszych odcinków. Pojawiła się gęsia skórka. Wybiłam się z rytmu. Pojawiły się prawdziwie bezsenne noce. Nawet nie pamiętam ile odcinków obejrzałam. Dwa, trzy? Stwierdziłam koniec ze strachem. Zwłaszcza, że wszelkie mary, siły nieczyste, niewidzialne a przy tym mordercze i trudne do zwalczenia oddziałują na moją wyobraźnię a ja wpadam w paranoje. Zobaczyłam jednak komiks Outcast. I złamałam obietnice, które sama przed sobą złożyłam. Znów. Wiecie te straszne historie przeważnie są bardzo ciekawe i zaskakujące. Zresztą do strasznych historii mam stosunek, że jednocześnie je kocham i nienawidzę. Nawet, gdy twierdzę, że to koniec to w pewnym momencie po nie sięgam. Tak się stało właśnie z komiksem Outcast.



Mroczny dom, mroczna przeszłość


 Zapraszam was do mrocznego domu. Wiem, wiem nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby tam wejść. Przeszłość odznaczyła swe mroczne piętno na tym budynku. Wszystko jest brudne, obszarpane i oznaczone czarną już krwią. Do tego domu powrócił dawny mieszkaniec Kyle Barnes, który musi się zmierzyć z duchami przeszłości. Wszystkie chwile spędzone z matką wracają. Powracają wspomnienia wypełnione strachem, ciemnością, bólem. Jednak nie tylko dzieciństwo Kyle było ciężkie. Zło podąża za nim cały czas, depcze mu po piętach a Kyle musi odkryć powody dla których tak się dzieje.



Tylko wyrzutek może was uratować


Demony nie kryją się jedynie w mrocznych zakątkach. Możemy je spotkać wszędzie. Mamy na przykład małego chłopca, który zaczął pożerać swoje ciało. Jednak istnieje osoba, która toczy bitwy o niewinne dusze ludzi i jest to wielebny. Wielebny to postać, która chwilami jeszcze bardziej mnie przerażała niż demony. Sam ma wiele brudu za uszami i coś czuje, że będą z nim związane różne afery. Jednak tylko gdybam, bo nie siedzę w głowie Kirkmana. Wracając do tego co się faktycznie dzieje. Wielebny słabo sobie radzi z wyganianiem demona i potrzebuje pomocy, którą znajduje u Kyle Barnesa. Tylko on jako wyrzutek jest w stanie wypędzać czysty nieczyste z opętanych. Chociaż tak naprawdę autor w dostępnych mi zeszytach nie tłumaczy co dokładnie oznacza bycie wyrzutkiem ani nie wyjaśnia kim jest tajemnicza postać w kapeluszu. Chociaż akurat tego ostatniego można się pod sam koniec trochę domyślić.






Strach się bać


Komiks nie jest aż tak straszny jak serial. Dlatego łatwiej było mi go przeczytać i nie paść ze strachu. Nawet nie schowałam się pod kocem a to ogromny sukces. Jednak teraz kusi by obejrzeć dalsze odcinki i odkryć prawdę, bo niestety w tych sześciu zeszytach nie odkrywamy zbyt wiele.
Warto zwrócić uwagę zarówno na komiks jak i serial (który kiedyś obejrzę, kiedy przestanę być takim kurczakiem). Ilustracje w komiksie są świetne. Oddają w punkt klimat duszności i wszechobecne zagrożenie. Dodatkowym smaczkiem jest to, że bohaterowie przedstawieni w komiksie są wprost niesamowicie odwzorowani w serialu a fabuła przynajmniej na początku jest taka sama.
Warto czasem się bać. Prawda? 






Reakcja:




Ocena:

4,5/5


Dane szczegółowe:
Tytuł: Outcast - 1 - otacza go ciemność
Tytuł oryginalny: Outcast: a darkness surround him
Scenariusz: Robert Kirkman
Ilustracje: Paul Azaceta
Tłumaczenie: Marek Starosta
Zeszyty: 1-6
Wydawnictwo: Mucha Comics
Liczba stron: 152


/Żaneta

wtorek, 18 kwietnia 2017

Sandy Wexler




Jesteś początkującym artystą? Potrzebujesz agenta? Sandy Wexler z pewnością nie powie ci nie. Agent gwiazd, który albo wyniesie cię na szczyt albo wpakuje do grobu. Trochę żartuje, ale nie do końca.



Więc kim jesteś Sandy Wexlerze?


Świeżutki film, pojawił się dopiero wczoraj na platformie netflix. Zasiadłam wygodnie na kuchennym krześle, miałam prawie godzinę czasu, gdyż musiałam poczekać aż sernik upiecze się w kąpieli wodnej. Stwierdziłam, że nic nie ryzykuje oglądając najnowszy film z Adamem Sandlerem. Już w pierwszych minutach uderzyła mnie szeroka gama znanych twarzy. Wszyscy znajdowali się w eleganckim pomieszczeniu opowiadając o kontrowersyjnym agencie gwiazd i wtedy rozpoczyna się magia. Przenosimy się do lat dziewięćdziesiątych. Trochę tandetnych, ale posiadających nieodparty urok. I poznajemy Wexlera! Oh co to są za spotkania. Budzi bardzo mieszane uczucia: trochę bawi, trochę zniesmacza i przy tym wzbudza sympatie. Sandy Wexler zajmuje się na przykład karierą wokalną piosenkarki, która zaczynała od odgrywania roli kurczaka, pod swoją pieczą ma również kaskadera, który próbuje przeskoczyć przez przyczepy z marnym skutkiem. Większość klientów Wexlera jest równie ekscentrycznych jak on oprócz Courtney Clarke, która jest najnormalniejsza z tego grona.



Głupek, szaleniec… geniusz?


Sandy nie jest ukrytym geniuszem. Co to, to nie. On nie tylko sprawia wrażenie największego naiwniaka na świecie, on po prostu jest głupi i szalony. Lecz również jest wytrwały niczym terier i lojalny. Dla klienta jest w stanie zrobić wszystko. Naprawdę. Całe jego życie opiera się na byciu agentem. Poświęcił dosłownie wszystko by wypchnąć swoich podopiecznych w samo centrum świateł reflektorów. Wexler nawiązując kontakty, chodzi na imprezy na które nie jest zaproszony, wydzwania do wszystkich i każdego dręczy i męczy. Można go porównać do rzepa, który przyczepił się psiego ogona. A jednak ta metoda w pewnym stopniu działa. To on sprawił, że dziewczyna śpiewająca za marne grosze jako kurczak stała się sławą światowego formatu. Jednak żeby nie było, że może faktycznie on tylko tak się krył za fasadą głupka, on faktycznie myślał, że może zostać agentem postaci kreskówkowej. Chyba to najbardziej mnie rozbawiło. Nie mam wysublimowanego poczucia humoru.


źródło Hollywood Reporter




Słodko-gorzka komedia


Film o Sandy Wexlerze jest dość zabawny, chociaż niektóre momenty się dłużą zwłaszcza kiedy wszystko zaczyna się walić. Warto zaznaczyć, że ten film jest dość schematyczny. Wesoły początek, wszystko idzie ku lepszemu, upadamy i… zgadniecie jak to się kończy? To idealny film jeżeli chcemy się odprężyć, ale salw śmiechu raczej się nie spodziewajcie. Przyjemnie, lekko, trochę zabawnie i przy tym klimat lat 90. W wolnym czasie warto zerknąć. Sandy Wexler uczyniłby każdego z nas gwiazdą, bo:






Ocena ogólna:

3,5/5


/Żaneta

sobota, 15 kwietnia 2017

Wesołych Świąt!!!

Kochani z okazji Świąt Wielkanocnych życzymy Wam wszystkiego co najlepsze. Szczególnie dużo ciepła (w sercu i na zewnątrz), wielu wspaniałych książek, filmów, seriali i przede wszystkim czasu żeby to wszystko zobaczyć. Bądźmy wszyscy, zdrowi, szczęśliwi i najedzeni świątecznymi potrawami.



Kochamy was,
Power Geeks

Wieczory w Asgardzie, czyli ''Mitologia Nordycka'', Neil Gaiman.

Osobiście świąteczny czas spędzam nie tylko przy stole. Postanowiłam poświęcić poranek na moją nową i gorącą jeszcze książkę. Przedstawiam ‘’Mitologię Nordycką’’! Neil Gaiman wie jak zaangażować czytelnika. Tutaj stykamy się z wybranymi przez niego historiami mitologii Nordyckiej. Sam autor zaznacza już na samym początku, że niestety mitów i historii związanych z tą kulturą jest tak wiele, że musiał się ograniczać.

Dziecięca ekscytacja

Jeszcze nie udało mi się przeczytać całej książki, ale już mogę wam ją polecić. Bardzo sprawnie i barwnie napisane historie przenoszą nas w magiczny świat. Każdy, kto lubi fantastykę będzie zadowolony. Na samym początku dowiemy się między innymi jak powstał wszechświat czy najwięksi bogowie. Namiętność, okrucieństwo, magiczne krainy i wielkie skarby, jeśli to was nie przekonuję to się poddaje. Przeczytałam już kilka opowiedzianych na nowo, przez Gaiman’a historii i powiem, wam, że od razu miałam ochotę opowiedzieć je komuś żeby też  zaczął się ekscytować jak ja.




O matko no i ta piękna twarda okładka w odcieniach czerni i zieleni. Kiedy zobaczyłam ją pierwszy raz zdecydowanie odczulam bijącą z niej surowość a złoto, które przewija się w literach tytułu daje znak, że w środku czeka na nas inna rzeczywistość.

Wybrać ulubiony zestaw mitów jest równie trudno jak ulubioną kuchnię – Neil Gaiman


Zasmuciło mnie to, że książka jest taka krótka a czyta ją się bardzo szybko, ponieważ historie są bardzo lekkie i poczułam się znowu jakbym czytała bajki z dzieciństwa.

Nordyckie korzenie

Uważam również, że te książkę powinni dodawać w zestawie albo, chociaż rekomendować do przeczytania przed serialem ''The Vikings''. Pamiętam jak podczas oglądania natrafiałam na różne nawiązania właśnie do mitologii nordyckiej a później często wertowałam fora internetowe żeby dowiedzieć się, o co chodzi. Z resztą każdy z was, kto czytał Tolkiena, Alana Garnera, komiksy Marvela oglądał ''Grę o Tron'' czy ''Avengers'' powinien sięgnąć właśnie po mity nordyckie, bo to one stanowią korzenie wielu nurtów literackich i historii wykorzystywanych w filmach czy serialach. 


Dam znać czy książka do końca trzymała poziom. Myślę jednak, że się nie zawiodę. ''Nordyckie Mity'' to lektura polecana przeze mnie do czytania wieczorem a jak macie jakieś źródło ognia pod ręką to jeszcze lepiej podkręcicie atmosferę.

/Aleksandra



piątek, 14 kwietnia 2017

The Get Down - recenzja najdroższego serialu Netflix.

Obejrzałam najdroższy serial Netflixa. Czy była to muzyczna rewolucja? A może wyszedł jeden wielki chaos? Sama byłam zdziwiona swoim ostatecznym stanowiskiem. Wyszło na to, że jednak lubię jak się dużo dzieje a inspirację komiksami, kung-fu i filmami sci-fi mnie nie odstraszyły. Reżyser Baz Luhrmann, który kiedyś zauroczył mnie ‘’Wielkim Gatsbym’’ i tym razem zaszalał.

Źródło: Materiały Prasowe

Na samym początku trochę fabuły: Serial opowiada o losach kilkunastoletniego Ezekiela Figuero, który przez przypadek poznaję dilera narkotyków o wdzięcznej ksywce Shaolin. Wraz z trójką swoich przyjaciół zostaje przez niego wciągnięty w świat pierwszych, podziemnych hip-hopowych imprez. Mimo tego, że Ezekiel ma szansę na studia na prestiżowej uczelni to zdecydowanie ciągnie go w stronę nowo poznanych rytmów hip hop. Zaczyna wykorzystywać swoje poetyckie zdolności do układania zgrabnych rymów dla swojej nowej muzycznej grupy ‘’The Get Down Brothers’’. Nasz młody bohater próbuję odnaleźć siebie w tym szalonym świecie tak samo jak jego wielka miłość Mylene Cruz, która pragnie wyzwolić się spod władzy ojca i stać się muzyczną gwiazdą.

Pierwsze zderzenie

Przyznam szczerze, że nie zaczęłam oglądać The Get Down z dniem premiery tego serialu. Moja przygoda z tą produkcją zaczęła się zupełnie przez przypadek. Przeglądając leniwie Netflix’a kliknęłam w miniaturę gdzie nawoływał do mnie wielki, czerwony napis ‘’NOWEO ODCINKI’’. Stwierdziłam, że mogę poleżeć jeszcze chwilę w łóżku i obejrzeć pierwszy odcinek żeby przekonać się czy ta warta 120 milionów dolarów produkcja jest warta oglądania. The Get Down nie do razu skradło moje serce. Szczerze mówiąc pierwszy odcinek był dla mnie bardzo przytłaczający. Pomyślałam sobie: ‘’Nie no kurcze tego wszystkiego jest za dużo.” Serial wydał mi się bardzo chaotyczny i nie byłam przekonana czy chcę go dalej oglądać. Na całe szczęście ciekawość zwyciężyła i nie żałuję nawet minuty z tych 11 odcinków.

Źródło: Materiały Prasowe


Najdroższa produkcja Netflix'a

To, że w te produkcję włożono bardzo dużo pieniędzy widać od razu. Muzyka, scenografia, kostium, montaż, zdjęcia – wszystko na najwyższym poziomie a animowane wstawki w komiksowym stylu były świetnym dodatkiem do całości. Moim zdaniem od strony technicznej nie ma się tak naprawdę, do czego przyczepić. W wypadku tego serialu możemy jedynie się tym rozkoszować i dziękować, że ktoś ustawił sobie poprzeczkę tak wysoko. Serial miał jednak pewne problemy z pojawieniem się na platformie Netflix. Przenoszono jego premierę tyle razy, że złośliwi zaczęli zmieniać nazwę serialu na ‘’The Shut Down’’. Na szczęście doczekaliśmy się. 

''Where there is ruin, there is hope for treasure'' - The Get Down

Marzenia i miłość w rytmie disco

Serial nie miał za zadanie znowu pokazywać tego ‘’strasznego Bronx’u ‘’. Research, jaki poczyniono w związku z produkcją miał na celu odkrycie tych wszystkich bardzo pozytywnych rzeczy, jakie działy się tam w latach 70’tych. Ja mogę stwierdzić, że bardzo dało się to odczuć podczas oglądania. Bronx dalej pozostaje biedną i niebezpieczną dzielnicą, ale to zdecydowanie nie wszystko, co możemy powiedzieć o tym miejscu po obejrzeniu serialu. To miejsce, które kryję w sobie wiele uzdolnionych, artystycznych ludzi, którzy w swojej codzienności kreują niesamowite rzeczy i oddają im całe swoje życie. W tle tętniące życiem kluby i podziemne imprezy, na których jednocześnie kwitnie handel narkotykami i rodzi się hip hop.  

''The Get Down'' to przede wszystkim dobrze opowiedziana historia o zwykłych ludziach. Historia może i prosta, ale za to z blichtrem disco, świetnym klimatem lat 70’tych i wszechobecną polityką, jaka panowała w tamtym czasie. Niewątpliwe obsada to duży plus serialu. A najfajniejsze jest to, że nie muszę tutaj wymieniać plejady gwiazd, ponieważ są to aktorzy, którzy dopiero na planie ''The Get Down'' zyskali doświadczenie. 

Ja polecam z całego serca. Dla mnie był to serial o pierwszej miłości, dorastaniu, ryzyku, poświęceniu i marzeniach. Wydaję się, że to straszne banały ale czy to nie jest tak, że to te najprostsze rzeczy w naszym życiu są najpiękniejsze i najważniejsze? 

Reakcja po seansie:

Źródło: Giphy



/Aleksandra