Wyobraź sobie, że żyjesz w mieście gdzie wszystko osnute
jest ciężką i ciemną aurą. W mieście w którym trudną i skomplikowaną przeszłość,
czuć w każdym oddechu.
Tak właśnie widzę, odczuwam Czarne Miasto opisane przez
debiutującą autorkę Martę Knopik.
Tytułowe miasto w którym przyszło istnieć Wandzie oraz urodzić się jej córką: Belindzie i Biance jest jednocześnie przytłaczające i fascynujące. Wyeksponowanie trudności istnienia w cieniu tragedii, która miała w Roku Zaćmienia a jednocześnie ukazanie społeczności jako wyjątkowo empatycznej i zainteresowanej współobywatelami.
Nie przechwalali się wręcz przeciwnie – umniejszali siebie troszcząc się o samopoczucie rozmówcy.
Wiem, wiem prawdopodobnie powyższy cytat brzmi odrobinę toksycznie jednak w kontraście do tego jak opisani są mieszkańcy Białego Miasta – bardziej odczytuje to jako empatie niż brak samoakceptacji:
(…) Dopiero gdy pierwsza skończy mówić, przychodzi kolej na monolog drugiej osoby. Rozmówcy nie są zainteresowani tym, co inni mają do powiedzenia, a celem spotkań jest mówienie, nie słuchanie.
Takie słowa jak powyższe sprawiają, że ta książka jest absolutnie wyjątkowa. Trzeba przyznać, że autorka ma talent by pobudzać refleksje, by się zatrzymać.
Niewidzialni patrzą w przeszłość albo wglądają do
swoich serc, więc miewają zamglone oczy.
Nigdy nie podejrzewałam, że tak spodobają mi się elementy
magiczne w tym pełnym kontrastów świecie.
Pokochałam całym serce Genowefę, która przedstawia jak ludzie kochają pozory – jak mistycyzm, naturalizm, nadnaturalność są łatwiej przyswajalne od nauki popartej faktami.
Dzida również zajął w moim sercu miejsce – za swą niezłomność w działaniach i odwagę, pomimo zbójeckiego wrażenia.
Książka warta przeczytania – trzeba przyznać, że autorka postawiła sobie poprzeczkę bardzo wysoko – tworząc tak niesamowity debiut.
Data wydania: 19.02.2020
#WBBingo - debiut 2020